Polski artysta malarz (ur. 1997r.)
„Od dziecka coś mnie ciągnęło do tworzenia”; „Od zawsze rysowałem” – tak zaczyna się większość autobiografii opowiadanych przez artystów. Ale to prawda, więc i ja tak zacznę. W zasadzie już zacząłem.

Może to była potrzeba wyrażenia siebie, może próba zrozumienia świata, a może po prostu dziecięca fantazja, która z wiekiem tylko się nasiliła. Rysowałem w zeszytach, na marginesach, na byle kartce pod ręką. Zamiast notatek z lekcji zostawały mi szkice dziwnych postaci i światów, które wolałem od równań kwadratowych i dat bitew.
Surrealizm pojawił się szybko – bo rzeczywistość nigdy mnie do końca nie przekonywała.
Wybrałem surrealizm i realizm magiczny, ponieważ w tym czuję się całkowicie wolny. Surrealiści często są postrzegani jako szaleńcy, marzyciele. Ale czy w tak chaotycznej rzeczywistości, w której żyjemy, kierowanie się wyłącznie racjonalizmem i logiką nie jest czystym szaleństwem?
Nie ukończyłem ASP, żadnego kierunku artystycznego. Jestem samoukiem - trochę z wyboru, trochę z konieczności. Zamiast akademickich ram – intuicja, eksperyment, muzyka i nieustające rozmyślanie. To prowadzi mnie do obrazów, które są czymś między snem, przeczuciem, a emocjonalną autopsją.
Był moment, kiedy próbowałem przestać. Zmęczenie, frustracja, wypalenie – cała ta klasyka. Przestałem malować, odciąłem się. W teorii miało być lżej. W praktyce – tylko gorzej. Wytrzymałem kilka miesięcy. Świat bez tworzenia był jeszcze mniej zrozumiały, jeszcze bardziej chaotyczny. Brakowało tej jednej przestrzeni, w której mogę się wyłączyć, a jednocześnie w pełni być. Nie wróciłem do malowania, żeby „robić karierę”. Wróciłem, bo nie potrafię funkcjonować bez tego odcięcia – które nie jest ucieczką, tylko sposobem, żeby wrócić do siebie.
Tworzę, bo nie potrafię inaczej. Czasem intensywnie, czasem w zastoju, zawsze szczerze. Moje obrazy to osobiste mapy stanów psychicznych i symbolicznych krajobrazów. Często zagadkowe, czasem smutne, czasem absurdalne, pełne symboliki. Jak życie. Jak ja.
Malowanie bywa medytacją, bywa ucieczką, bywa terapią. Często towarzyszy mi muzyka, czasem cisza. Inspiruje mnie wiedza zaczerpnięta z psychologii, obserwacja ludzi, relacje, których nie rozumiem – i których pewnie nie zrozumiem nigdy.
Publikuję pod pseudonimem i nie pokazuję swojego wizerunku. Nie dlatego, że się wstydzę – choć może trochę – ale dlatego, że wolę, żeby mówiły obrazy. W świecie, gdzie wszystko krzyczy: „Zobacz mnie!”, ja próbuję mówić szeptem: „Zatrzymaj się i popatrz. Ale nie na mnie.”.
Czy sztuka coś zmienia? Czy moja sztuka coś zmieni? Czy to w ogóle sztuka? Nie wiem. Ale wiem, że jeśli chociaż jeden obraz zostanie w czyjejś głowie na trochę dłużej – to było warto.
A jeśli nie – to przynajmniej miałem chwilę, w której czułem, że to wszystko ma sens.
Cykle malarskie
„Time” (2023 - obecnie)
Ten cykl to dla mnie coś więcej niż tylko malowanie – to „studium czasu”. Próba uchwycenia czegoś, czego nie da się zatrzymać ani do końca zrozumieć.
Czas zawsze mnie fascynował – nie tylko jako abstrakcyjne pojęcie, ale jako coś, co realnie wpływa na nasze życie. Przecieka przez palce, miesza w głowie, wraca w snach. Przyspiesza, kiedy chcemy żeby zwolnił, i zwalnia, kiedy nam zależy na czymś innym.
W tych obrazach staram się pokazać czas jako substancję – obecność, która przenika wszystko, co robimy. Kompozycje, kolory, symbole – wszystko tu krąży wokół tej jednej idei.
Nie interesuje mnie wyłącznie linearny czas „od-do”. Bardziej pociąga mnie jego nielogiczność – momenty, które się zapętlają, wspomnienia, które wracają, albo myśli, które wybiegają w przyszłość, zanim zdążymy dokończyć zdanie.
Portale
Często pojawiają się tu portale – nie jako bajkowe drzwi do innych światów, ale jako subtelne przejścia pomiędzy tym, co znane i tym, co tylko przeczuwalne. To pęknięcia w rzeczywistości, miejsca zawieszone pomiędzy czasami, przestrzeniami, możliwościami. Są metaforą pytania „a co jeśli...?”, ale też sposobem, by zajrzeć głębiej – w siebie, w rzeczywistość, w to, co mogłoby istnieć, gdyby rzeczy potoczyły się inaczej.
Te przejścia nie zawsze prowadzą tam, gdzie chcielibyśmy się znaleźć. Ale zawsze gdzieś prowadzą. I to samo w sobie już coś znaczy.
Szachy
Drugim silnym motywem są szachy. Z pozoru chłodne, logiczne, przewidywalne – ale to tylko fasada. Bo szachownica to czas w najczystszej postaci: pozornie ułożona struktura, w której każdy ruch zmienia wszystko. Jeden błąd, jeden impuls – i nic nie jest już takie samo.
Figury mają swoje role i zakres ruchu, jak my – swoje możliwości i ograniczenia. Gra toczy się w czasie, ale i o czas – mierzymy się z nim, podejmujemy decyzje, których nie da się cofnąć.
Dla mnie szachy są jak wizualna przypowieść o życiu: nieustanna rozgrywka między losem a strategią.
To nie jest cykl o czasie „per se”. To bardziej podróż przez pytania:
Czym jest „teraz”?
Czy przeszłość naprawdę minęła?
I co, jeśli przyszłość już się wydarza – tylko gdzie indziej?
Cykl „E” (2022 - obecnie)
Ten cykl jest jak dłubanie patykiem w emocjonalnej ziemi — niby spokojnie, ale nagle trafiasz na coś, co zaczyna pulsować.
„E” jak emocje? Albo egzystencja. Albo echo tego, co się kiedyś czuło i ciągle wraca.
Albo cokolwiek sobie dopowiesz.
Niektóre z tych obrazów wyglądają, jakby ktoś próbował się złożyć z kawałków, ale nie dostał instrukcji. Czasem coś (ktoś?) krzyczy, czasem się rozpada. A to wszystko w barwach, które wcale nie straszą — wręcz mają w sobie coś spokojnego, jakby smutek ubrał się w ładny płaszcz i wyszedł na spacer w melancholijnym nastroju.
To balans — pomiędzy mocnymi emocjami a subtelnością, pomiędzy zatrzymanym ruchem a jego wybuchem. Tak jak w życiu: czasami się zatrzymujesz, czasami szarpiesz, szukasz, próbujesz się poskładać.
To nie jest cykl terapeutyczny. To raczej uczciwa próba zrozumienia, dlaczego pewne rzeczy wciąż uwierają. I czy da się z tym żyć, nie robiąc z tego dramatu. Albo robiąc — ale z odrobiną stylu.
Cykl dość osobisty, ale jeśli się wsłuchasz, być może znajdziesz w nim kawałek siebie. Nawet jeśli trochę krzywy. Też ważny.
Cykl „AP” (2019 - ¯\_(ツ)_/¯)
“AP” (pierwotnie “Alternative painting”) to pierwszy rozdział mojej malarskiej wyprawy — moment, w którym przestałem się przejmować zasadami, szufladkami, tym jak „powinno się” malować, a zacząłem po prostu… malować. I żyć tym.
Nie szukałem gotowych form. Szedłem na intuicję, na emocje, na satysfakcję z samego tworzenia — nawet gdy efekt był troszkę szalony. Tak kształtowała się stylistyka, która później stała się fundamentem całej reszty.
“AP” to był (i w zasadzie wciąż jest) mój plac zabaw — wyprawa w głąb wyobraźni, próba przełożenia na język sztuki tego, czego się sam o sobie uczyłem. To dokument mojej drogi od pierwszych, najbardziej intuicyjnych prób w surrealizmie, po świadomość, jak mocny potrafi być pędzel, gdy mu się na to pozwoli.
Nie zamykam tego rozdziału, po prostu sobie na razie odpoczywa. Gotowy, by w każdej chwili wrócić, gdy znów odezwie się potrzeba takiej wypowiedzi.
Jeśli jesteś zainteresowany/a nabyciem oryginalnej pracy lub wydruku artystycznego zobacz jak kupić.
Jeśli masz pytanie zachęcam do kontaktu poprzez formularz.